Pit 37

Przemówić do drugiego człowieka – wspomnienie o Wojciechu Kilarze

Dla Wojciecha Kilara najważniejsze w muzyce było przemawianie do drugiego człowieka. Nie widział sensu w komponowaniu muzyki wyłącznie dla niej samej – jak sam mówił, zawód ten wart jest uprawiania tylko wtedy, gdy owoc pracy muzyka ma faktyczną wartość dla bliźniego. Jednak rozpatrując twórczość tego wybitnego artysty trudno mieć podobne dylematy. Dorobek artystyczny, jaki pozostawił po sobie Wojciech Kilar, stanowi dla polskiej kultury wartość trudną do przecenienia.

Artysta pochodził z Lwowa, gdzie przyszedł na świat w 1932 roku, jako syn lekarza Jana Franciszka oraz aktorki teatralnej Neonilli. Z muzyką miał kontakt od najmłodszych lat. Już jako dziecko pobierał nauki gry fortepianowej, choć – rzecz zaskakująca – na lekcje te uczęszczał raczej niechętnie. Swoją karierę skierował jednak na muzyczne tory, udając się po wojnie do Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Rzeszowie, a następnie na studia do podobnej uczelni w Katowicach. Dyplom ukończenia uczelni zdobył dopiero w 1955 roku, ale już początkowa faza okresu jego twórczości obfitowała w wartościowe utwory. W 1947 zadebiutował na konkursie Młodych Talentów, gdzie wykonywał skomponowane przez siebie „Dwie miniatury dziecięce”. Pozwoliło mu to sięgnąć po II nagrodę.

Rozwój muzycznej kariery

Kariera muzyczna Kilara dynamicznie się rozwijała. U schyłku lat pięćdziesiątych uczył się jeszcze prywatnie u Bolesława Woytowicza, zaś w latach 1959-1960 pozostawał stypendystą rządu francuskiego, doskonaląc się pod okiem Nadii Boulanger. Równolegle ukazywały się kolejne jego kompozycje, w tym samym okresie też rozpoczął przygodę z muzyką filmową, która stała się ważną częścią jego twórczości. Pierwszym filmem, jaki zilustrował, byli „Narciarze” w reżyserii Natalii Brzozowskiej, niedługo później przyszła kolej na „Lunatyków” Bohdana Poręby, wreszcie o jego talencie przekonał się Kazimierz Kutz, czego owocem były ścieżki muzyczne do filmów „Nikt nie woła” i „Tarpany”.

O stylu, jaki wytworzył u progu lat 60-tych Wojciech Kilar można powiedzieć, że praktycznie nie miał sobie podobnych. Był jednym z głównych twórców nurtu, który przeszedł do historii jako polska szkoła awangardowa. W 1962 roku po raz pierwszy rozbrzmiała kompozycja RIFF 62. Na festiwalu „Warszawska Jesień” utwór ten bisowano, co w przypadku tego rodzaju muzyki jest rzeczą niemal niespotykaną – a przecież podobnie publika reagowała rok później na „Generique” oraz w 1964 na „Diphtongos”. Utwór urzekł słuchaczy swoją oryginalnością, niekonwencjonalnością. Bezkompromisowa, ultranowoczesna forma stanowiąca połączenie technik charakterystycznych dla muzyki poważnej oraz technik bliskich jazzowi, a także brzmienie, będące owocem młodzieńczej fantazji kompozytora sprawiały, że krytyka nie potrafiła przejść obok „RIFFU 62” obojętnie. Stefan Kisielewski, recenzujący go na łamach „Tygodnika Powszechnego” rozpływał się w zachwytach nad początkującym artystą, przyznając Kilarowi „złoty medal wśród juniorów” i uznając za najlepszą kompozycję na wspomnianym festiwalu.

Kompozycje filmowe & „Krzesany”

Najsłynniejszym bodaj utworem w całym dorobku Wojciecha Kilara jest jednak skomponowany w 1974 roku „Krzesany”. Uznaje się go za zwrot w dotychczasowej stylistyce artysty. Kompozytor, do tej pory będący symbolem polskiej awangardy, oto coraz wyraźniej i chętniej nawiązuje do tradycji, nie wystrzegając się w swojej twórczości motywów religijnych i ludowych. W latach 70-tych Kilar skomponował też „Bogurodzicę” na chór mieszany i orkiestrę, „Siwą mgłę” na baryton i orkiestrę oraz „”Przygrywkę i kolędę” na cztery oboje i smyczki. Z tego okresu pochodzi także „Kościelec 1909”. Inspiracją dla jego powstania była historia Mieczysława Karłowicza, wybitnego kompozytora, który mając zaledwie 33 lata zginął pod lawiną u zbocza tytułowej góry.

Równolegle rozwijała się kariera Kilara jako kompozytora filmowego. Sukcesy w latach 60-tych ugruntowały silną pozycję artysty jako twórcy muzyki do rodzimych produkcji, choć odnotował kilka fantastycznych kompozycji do hollywoodzkich produkcji. „Rejs”, „Hubal”, „Trędowata”, „Z dalekiego kraju”, czy „Korczak” – wszystkie te filmy łączy osoba kompozytora muzyki. Ze świeższych polskich produkcji, w których to Kilar odpowiadał za warstwę muzyczną, wymienić można chociażby „Pana Tadeusza” lub „Zemstę” w reżyserii Andrzeja Wajdy, czy „Pianistę” Romana Polańskiego – za ten ostatni nominowany był do nagrody BAFTA, otrzymał też francuskiego Cezara. Za granicą dał się poznać między innymi jako kompozytor muzyki do rewelacyjnego horroru „Dracula” w reżyserii Francisa Forda Coppoli (uhonorowany nagrodą Stowarzyszenia Kompozytorów Amerykańskich), czy „Dziewiątych wrót” nakręconych również przez Polańskiego. Mało kto wie, ale Wojciech Kilar przymierzany był także do roli kompozytora muzyki do „Władcy Pierścieni”. Reżyser Peter Jackson składał polskiemu artyście taką propozycję, spotkał się jednak z odmową. Nowozelandzki twórca oczekiwał współpracy przy wszystkich trzech częściach sagi, Kilar natomiast z uwagi na dużą liczbę innych planowanych projektów, mógł przystać jedynie na skomponowanie muzyki do pierwszej. Dzisiaj dla wielu osób niespecjalnie zainteresowanych muzyką poważną, Kilar kojarzony jest zwłaszcza z uwagi na imponujący dorobek i liczne osiągnięcia w dziedzinie kompozycji filmowych.

Umiłowanie tradycji i Ojczyzny

Wojciech Kilar odbiera medal Per Arte Ad Deum

Wojciech Kilar był człowiekiem bardzo głęboko wierzącym i przywiązanym do tradycyjnych, patriotycznych wartości. W swojej twórczości wielokrotnie dawał temu wyraz. Wielokrotnie wspierał swój Kościół i parafię, chociażby fundując dzwony w świątyni, do której uczęszczał. Skomponował muzykę do wielu filmów o tematyce religijnej, wspominających wyjątkowe postaci polskiego duchowieństwa. Należy tu wymienić przede wszystkim takie obrazy, jak „Życie za życie. Maksymilian Kolbe” lub poświęcony postaci świętego Alberta Chmielowskiego film „Brat naszego Boga” (oba w reżyserii Krzysztofa Zanussiego), a także „Faustyna” Jerzego Łukaszewicza, hagiograficzny utwór przedstawiający historię siostry Faustyny Kowalskiej. Kilar był przez długie lata związany konfraternią ojców paulinów na Jasnej Górze, gdzie zwykł obchodzić swoje urodziny. Jak twierdził kompozytor, w miejscu tym odnajdował „wolną Polskę oraz samego siebie”. W 2013 roku, ledwie na kilka miesięcy przed śmiercią artysty, światło dzienne ujrzał album „Wojciech Kilar – Angelus, Exodus, Victoria”, na którym znalazły się utwory inspirowane religią chrześcijańską. Z jednej strony, nie afiszował się ze swoimi poglądami, z drugiej – pytany o nie, nigdy nie wstydził się ich wygłaszać. Postępował w zgodzie z prawdą, którą definiował jako „bezkompromisowe mówienie tego, co się myśli”. Nieugięte stanowisko wobec tradycyjnych wartości i przywiązania do Ojczyzny najlepiej obrazują słowa muzyka, które wypowiedział odbierając nagrodę im. Lecha Kaczyńskiego: „Mamy tą formułę, która może niektórych nie zadowalać, ale która jest niesamowicie pojemna. Mówiłem o niej, jak odbierałem tą nagrodę. To jest ta formuła: Bóg, Honor, Ojczyzna. W moim pojęciu nieprawdą jest post-Bóg, post-Honor. Może to jest czyjaś prawda, w każdym razie nie moja prawda. To są czasy współczesne. Dawniej było tak jak było: Honor to jest Honor, Ojczyzna to Ojczyzna, a nie „Bóg, ale coś tam”, „Ojczyzna, ale coś tam”.

O wielkości Wojciecha Kilara jako artysty z pewnością świadczy również fakt, że cieszył się on ogromnym szacunkiem wśród bardzo szerokich środowisk kulturalnych i artystycznych, także i tych, wśród których przywiązanie do podobnych ideałów rodzi pewną konsternację. Twórczość tego wielkiego kompozytora do dziś fascynuje i inspiruje nie tylko znawców muzyki poważnej czy filmowej, ale także zdołała zakotwiczyć się w szerszej świadomości Polaków. Tak było choćby z wyjątkową ścieżką muzyczną do filmu „Ziemia obiecana”. Ilustrujący go walc dziś często wykonywany jest jako pierwszy taniec na uroczystościach zaślubin. Podobnie trudno jest wyobrazić sobie współczesną imprezę studniówkową, jeśli nie jest ona otwierana polonezem z ekranizacji „Pana Tadeusza”, również będącego dziełem Wojciecha Kilara.

Artysta odszedł 29 grudnia 2013 roku, po długotrwałej chorobie. W pamięci bliskich i współpracowników, ale także setek tysięcy miłośników swojej twórczości, zapisał się jako twórca o niezwykle bogatym dorobku,  którego dzieła stanowią istotną wartość nie tylko dla polskiej, ale i światowej kultury. Dyrektor Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach, Joanna Wnuk-Nazarowa, zwracała uwagę, że Kilar był człowiekiem niezwykle mądrze ustosunkowującym się nie tylko do działalności artystycznej, ale i sytuacji społeczno-politycznej kraju. „Był z tzw. Polski niepodzielonej” – twierdziła, reprezentował patriotyzm dojrzały, oparty na wartościach, ale odarty z wszelkiej agresji i złorzeczenia. Taki, na jaki zdobywają się tylko najwięksi.

Previous article
Nagra. Magnetofon, który podbił świat
Next article
O sukcesach i wyzwaniach polskiej polityki zagranicznej
About the author