Pit 37

Gilda Gray – polska królowa shimmy

Myśląc o polskich gwiazdach kina niemego, zwykle przywołuje się rewelacyjną Polę Negri, której międzynarodowe sukcesy i sława nie budzą chyba niczyjej wątpliwości. Mało kto jednak pamięta, że w jej cieniu pozostawała inna wspaniała aktorka i tancerka, Marianna Michalska. Artystka, która w annałach historii Hollywood zapisała się jako Gilda Gray, w swoim życiu przeżyła liczne wzloty i upadki. W swoim czasie jednak nie tylko zachwycała amerykańską publikę, ale też jako Polka z pochodzenia w godzinie próby zdała egzamin z patriotyzmu.

Chociaż niemalże całe życie Michalska spędziła w Stanach Zjednoczonych, to przyszła na świat na ziemiach polskich, 24 października 1901 roku na terenie dzisiejszego Krakowa. Była zaledwie małą dziewczynką, kiedy jej opiekunowie wyemigrowali do USA i osiedlili się w Milwaukee, gdzie trzymali się głównie blisko środowisk polonijnych. Jako nastolatka poślubiła skrzypka Johna Goreckiego, syna Martina Goreckiego, pochodzącego również z Polski przewodniczącego Socjalistycznej Partii Ameryki. Małżeństwo nie przetrwało jednak zbyt długo i w 1923 roku zakończyło się rozwodem. Owocem związku był syn, nazwany Martin od imienia dziadka.

Marianna Michalska już wtedy rozwijała karierę artystyczną. Z Milwaukee przedostała się do Chicago, gdzie zaczęła występować w rewiach i kabaretach. Zasłynęła przede wszystkim jako popularyzatorka dość osobliwego rodzaju tańca, zwanego „shimmy„. Narodził się on krótko po I Wojnie Światowej i często ilustrował występy muzyków jazzowych. Tułów osoby tańczącej pozostawał w bezruchu, podczas gdy ramiona poruszają się naprzemiennie do przodu i do tyłu. Tworzy to imponujący, pełen erotyzmu efekt falujących piersi. Według niektórych, to właśnie Michalska dała początek tej wyjątkowej formie tańca, choć w rzeczywistości pewne jego elementy spotykane były w występach innych artystów. Jednak wszystko wskazuje na to, że to od Polki wzięła się jego nazwa. Podobno pewnego razu, kiedy pytano ją, w jaki sposób wykonuje ten wyjątkowy taniec, miała odpowiedzieć: „I’m shaking my chemise” („Potrząsam swoją koszulą”). Dziś już nie sposób zweryfikować, ile w tym prawdy, choć warto wspomnieć, że przytoczonej anegdocie zaprzeczała swojego czasu sama aktorka.

Nie ma natomiast żadnych wątpliwości, że taniec shimmy w wykonaniu Polki szybko stał się jej scenicznym znakiem rozpoznawczym. Polka zachwycała nie tylko publiczność, ale i grube ryby branży, na czele z Florenzem Ziegfeldem. Odkąd go poznała, nie minęło wiele czasu, a zaczęła regularnie występować w Ziegfeld Follies, niezwykle popularnych teatralnych produkcjach wystawianych na nowojorskim Brodway’u w pierwszych dekadach ubiegłego stulecia. Michalska, znana już wówczas pod pseudonimem Gilda Gray, zyskała wtedy ogromną popularność, wcale nie mniejszą, niż niejedna gwiazda Hollywood. Została gwiazdą sieci teatrów Orpheum. Tysiące zachwyconych jej występami Amerykanów niemal każdego dnia oglądały ją nie tylko podczas jej występów, ale i na okładkach magazynów. Rosnąca popularność przełożyła się na szereg wartościowych angaży. Jednym z ważniejszych była rola Alomy w romansie „Aloma of the South Seas” w reżyserii Maurice’a Tourneura, jednego z najbardziej cenionych twórców kina niemego. Choć stężenie kiczu było w tym filmie zdecydowanie ponadprzeciętne, to okazał się ogromnym sukcesem kasowym, zarabiając ponad 3 miliony dolarów w ciągu zaledwie kwartału od premiery. Naturalną koleją rzeczy były kolejne propozycje, w tym bodaj „Diabelskiej tancerce” Freda Niblo i „Kabarecie” Roberta G. Vignoli.

Niestety, kiedy w 1929 roku wybuchł wielki giełdowy kryzys, Marianna Michalska straciła większość swoich oszczędności. Fatalna kondycja amerykańskiej gospodarki znalazła odzwierciedlenie także w Hollywood, przekładając się na mniejszą liczbę intratnych angaży. Zdołała jednak przetrwać ten trudny okres, występując na deskach nowojorskiego Palace Theatre, gdzie otrzymywała tygodniową gażę w wysokości 3500 dolarów – co, zważywszy na zawirowania rynkowe w tamtym czasie, nie dawało jej powodów do narzekania.

Jeszcze tego samego roku Michalska rozwiodła się z drugim mężem, Gaillardem T. Boagiem. Rozstanie to bardzo ciężko przeszła. Reperkusją niełatwego dla niej okresu był atak serca, który przeżyła w 1931 roku, a który ponownie wyłączył ją na pewien czas z życia scenicznego. Dodatkowym kłopotem było upowszechnienie się dźwięku w kinie, co ujawniło jej charakterystyczny, mocny, polski akcent, niezbyt podobający się publiczności. W 1933 poślubił trzeciego męża, pochodzącego z Wenezueli dyplomatę, Hectora Briceno de Saa. Jednak i ten związek okazał się nieudany, para rozstała się po dwóch latach, a po pięciu oficjalnie rozwiodła.

W 1936 Marianna Michalska dostała angaż do filmu „Wielki Ziegfeld”, w którym zagrała samą siebie. Produkcja odniosła ogromny sukces i została nagrodzona Oscarem dla najlepszego filmu roku. Niestety dla polskiej artystki, sceny z jej udziałem nie pojawiły się w ostatecznej wersji kinowej. Bezskutecznie próbowała odzyskać status gwiazdy. Dużą przeszkodą okazały się problemy zdrowotne. Po raz ostatni zagrała w 1936 roku, na planie musicalu „Rose Marie”.

Co jednak warte zauważenia i podkreślenia, to fakt, że podczas II Wojny Światowej Michalska nie pozostała obojętna na losy pozostawionej za oceanem Ojczyzny i zmagających się z okupantami rodaków. Polskę wspierała finansowo, nie tylko z własnych środków, ale i regularnie organizując zbiórki na ich rzecz. Kiedy w 1953 roku Ralph Edwards w swoim telewizyjnym show „This is Your Life” nakręcił odcinek poświęcony życiu artystki, zwrócił uwagę na jeszcze inny, wyjątkowy fakt. Otóż Michalska doskonale zdawała sobie sprawę, w jak trudnych warunkach przyszło żyć Polakom, którzy po zakończeniu wojny pozostali w kraju. Choć w latach 40-tych sama nie dysponowała już zbyt dużymi środkami, na własny koszt ściągnęła do Ameryki sześciu polskich obywateli, pomogła im odnaleźć się w nowym kraju i wsparła ich edukację.

U schyłku życia Marianna Michalska coraz bardziej podupadała zarówno na zdrowiu. Pogarszała się też jej sytuacja materialna. W 1958 roku miała drugi zawał serca, poprzedzony kilka dni wcześniej poważnym zatruciem pokarmowym. Tym razem był on tragiczny w skutkach. Gilda Gray zmarła, mając zaledwie 51 lat, a pochówek artystki sfinansowała charytatywna organizacja Motion Picture & Relief Fund.

Można się zastanawiać, dlaczego pomimo faktu, że swojego czasu Gilda Gray była prawdziwą gwiazdą Hollywood, a poza tym nie szczędziła sił ani majątku na pomoc Polakom poszkodowanym podczas wojny, dziś pamiętają o niej tylko nieliczni rodacy. Zwłaszcza, że w amerykańskim środowisku filmowym jest ona postacią stosunkowo dobrze znaną. Dość wspomnieć, że jest jedną z nielicznych artystek polskiego pochodzenia, które doczekały się upamiętnienia w słynnej, hollywoodzkiej Alei Gwiazd.

Previous article
Hipolit Cegielski – wielkopolski przemysłowiec i społecznik
Next article
Orła wrona nie pokona! – recenzja powieści „Wroniec” Jacka Dukaja
About the author