Pit 37

Jabłkowa solidarność – czyli jak rosyjskie embargo wpłynęło na patriotyzm konsumencki Polaków

O tym, że przed kilkoma laty Polska wyrosła na największego na świecie eksportera jabłek, wielu dowiedziało się dopiero pod wpływem medialnego zgiełku związanego z embargiem nałożonym przez Rosję na polskich sadowników. Problem był i pozostaje poważny, bo w roku je poprzedzającym ponad 70% produkcji tych owoców przeznaczonych na sprzedaż za granicę trafiała właśnie do tego kraju. Jednak obserwując rozwój sytuacji, nietrudno odnieść wrażenie, że w całym tym jabłkowym nieszczęściu po raz kolejny dały o sobie znać najlepsze polskie cechy.

Mowa przede wszystkim o dwóch, których Polakom odmówić nie sposób, a o których niekiedy my sami zapominamy. Solidarność i zaradność. Umiejętność radzenia sobie w najbardziej kryzysowych sytuacjach. Dowodzenie, że nasza historia zna dziesiątki przykładów potwierdzających tę tezę, mijałoby się tu z celem. Wychodzę bowiem z założenia, że osoba średnio zorientowana choćby tylko w najnowszych dziejach naszego kraju i narodu nie ma co do tego większych wątpliwości.

Mówiąc krótko, jeśli rosyjski przywódca myślał, że embargiem będącym odpowiedzią na gospodarcze sankcje wobec Rosji (zasadność i sens tych sankcji to osobny temat z potencjałem do głębszych rozważań – na ten moment zajmijmy się tylko polskim obliczem problemu) spowoduje w Polsce kryzys branży i przyprze polskich sadowników do muru – to miał rację tylko częściowo. Istotnie, jeśli spojrzeć na wartości bezwzględne, eksport polskich jabłek na zagraniczne rynki nieco spadł. Ale nie można rozpatrywać tego problemu bez spojrzenia na drugą stronę medalu. Po pierwsze, polscy sadownicy znaleźli szereg sposobów na obejście tego problemu. Jednym z najskuteczniejszych było eksportowanie owoców do państw, które podobnym embargiem objęte nie zostały, a które dalej wywoziły je do Rosji. W ten sposób znacznie wzrósł nasz eksport na Białoruś, ale także do Serbii czy Bośni. Sprzedaż polskich jabłek do Serbii w samym tylko 2014 roku wzrosła 12-krotnie, a do Bośni – aż 19-krotnie! Chociaż kampanie promocyjne na pewno przyniosły pewien skutek i mieszkańcy tych krajów chętniej sięgali po nasze owoce, to powiedzmy sobie szczerze – trudno przypuszczać, by w ciągu kilkunastu miesięcy mieszkańcy Bałkanów aż tak bardzo pokochali polskie owoce. Znaczna ich część zwyczajnie za pośrednictwem tamtejszych firm znalazła swoich ostatecznych odbiorców w Rosji.

Poza tym, w ostatnim czasie docierały do nas informacje o poszukiwaniu przez polskich sadowników kolejnych, niekiedy coraz to bardziej egzotycznych rynków zbytu. Doprowadzenie do podpisania umów dwustronnych o handlu jabłkami nie jest sprawą prostą i niekiedy zajmuje długie lata. Tym bardziej należy cieszyć się z faktu, że Polacy przy wsparciu rządu i organizacji skupiających producentów jabłek coraz skuteczniej docierają nawet na bardzo egzotyczne rynki. Eksport do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, choć w wartościach bezwzględnych ciągle niewielki, w minionym roku wzrósł o kilkadziesiąt procent. Ponadto, Polska doprowadziła do podpisania porozumienia w sprawie handlu jabłkami z Wietnamem – gdzie od tej pory rocznie może trafiać nawet około 100 000 ton tych owoców! To już 1/7 tego, co do tej pory kupowała od nas Rosja, a pamiętajmy, że na horyzoncie mamy jeszcze bardzo prawdopodobne porozumienia z USA, Kanadą, Chinami, Tajlandią i Tajwanem. Powodów do optymizmu nie brakuje.

Wspomniałem jednak o naszej narodowej solidarności. W temacie polskich jabłek uwidoczniła się ona bardzo wyraźnie. Proszę tylko przypomnieć sobie o akcji #jedzjablka, jaką na serwisach społecznościowych zainicjował redaktor Pulsu Biznesu, Grzegorz Nawacki. Powiedzieć, że apel skierowany do Polaków, by na przekór Władimirowi Putinowi chętniej jedli jabłka i pili produkowany na ich bazie cydr, spotkał się z entuzjastyczną reakcją internautów, to grube niedopowiedzenie. Profile nawiązujące do tematyki akcji w mig zbierały dziesiątki tysięcy użytkowników. Ich użytkownicy – włącznie z gwiazdami rozrywki, sportu, a nawet politykami – chętnie wstawiali zdjęcia, na których z apetytem delektowali się polskimi jabłkami.  Polskie firmy masowo częstowały owocami swoich pracowników. Nawet aparat skarbowy, mający przecież opinię dociekliwego i uciążliwego dla przedsiębiorców, stał na stanowisku, że kupowanie jabłek dla pracowników nie tylko nie stanowi dla nich nieopodatkowanego przychodu, ale i może stanowić koszt uzyskania przychodu dla kupujących je firm. Odwiedzając salony odzieżowe czy obuwnicze, na odchodne można było częstować się jabłkami, a wiele kawiarni i cukierni w sposób szczególny promowało jabłkowe słodkości. Efekt? Spożycie jabłek w Polsce wzrosło o 12,5%, z 16 kilogramów do 18 kilogramów na mieszkańca. Błyskawicznie wzrosła produkcja cydru, który przebojem wdarł się do polskich restauracji i pubów. W 2014 roku wyprodukowano w Polsce niemal 10 milionów litrów tego napoju, co stanowiło pięciokrotny wzrost w porównaniu z rokiem ubiegłym! Mina rosyjskiego przywódcy musiała pewnie rzednąć dodatkowo, gdy okazało się, że zwyczajni Rosjanie z Kaliningradu, mający szczęście mieszkać przy polskiej granicy masowo kupowali polskie owoce na przygranicznych targowiskach, bo w samej Rosji na skutek embarga ceny jabłek rosły niemal o połowę.

Rozwój sytuacji polskich sadowników, mimo, że wielu z nich ciągle boryka się z różnymi kłopotami, stanowi świetną reklamę przysłowia: „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. Przykład ten doskonale dowodzi ponadto, jak wiele możemy zrobić, jeśli będziemy działać wspólnie, nie bacząc na podziały obecne w naszym społeczeństwie. Efekty, jakie przyniosła mobilizacja Polaków były dla polskich sadowników nie do przecenienia. Warto, abyśmy wszyscy pamiętali, że kluczem do sukcesu naszego kraju jest podtrzymywanie tego rodzaju wspólnoty nie tylko w sytuacji zagrożenia kryzysem, ale i  na co dzień, także w branżach, których rozwój wydaje się niezagrożony.

Previous article
Kazimierz Odnowiciel – pierwszy polski reformator?
Next article
Prawda o Cichociemnych – recenzja komiksu „Cichociemni z Ospy”
About the author